18.04.2015

Dział Pierwszy : Życie jest mistrzem paradoksu.


Promienie słońca okalały pokój bladym światłem.
Chłodna atmosfera i ciche buczenie wiatraka ustawionego w koncie pokoju, dodawało chłodu temu miejscu. Kurz unoszący się w powietrzu osadzał się na meblach, by zaraz ponownie z nich zlecieć.
Całe otoczenie wydawało się dziwnie monotonne, co było niezwykle bolesne i dotkliwe dla młodego chłopaka siedzącego przy stoliku.

Arondeusz Walker.

Postrach na przedmieściach Seattle. Człowiek, którego imię nie  wypowiada się na marne.
Chłopak z kartoteką, spisywany już parę razy.
Organizator lokalnych bójek.
Siedział  właśnie przy drewnianym, ciemnym biurku uderzając rytmicznie opuszkami palców w blat.  Lekko pochylony do przody ze wzrokiem skupionym w metalowych drzwiach, które znajdowały się centralnie przednim myślał co znowu (nie)zrobił.
Nagle, za ściany rozbrzmiał głuchy dźwięk jakby coś właśnie upadło na ziemie. Ciche przekleństwo rozbawiła odrobinę siedemnastolatka, lecz nie dał tego po sobie poznać.
Srebrna, ogromna klamka poruszyła się odrobinę. Za uchylonych lekko drzwi, ostrożnie wyjrzała kępa brązowych włosów, poprzetykanych gdzieniegdzie srebrnymi nitkami.
Jakby wzrok młodego Walkera mógł zabijać, to koleś byłby już trupem.
Mężczyzna, na oko po czterdziestce, ubrany w białą koszule i czarne spodnie chrząknął cicho  i wślizgnął się do środka, co nie było trudne biorąc pod uwagę jego mizerną posturę. W prawej dłoni trzymał czarna aktówkę,  a w lewej drewnianą pałkę.
Pewnie uważał, że doda mu ona groźniejszej podstawy, a zatrzymany nabierze więcej pokory.
W rzeczywistości chłopaka szczerze rozbawił obraz  podkomisarza.
Odsunął krzesło i ulokował się na nim wygodnie. Wyjmując papiery z torby dokładnie czuł wzrok przedstawiciela płci męskiej, który obserwował każdy jego ruch. Przedstawiciela, tylko w młodszym wydaniu.
Z pokolenia dla wielu nazywanych " pokoleniem nic ".

- A więc...- zaczął powoli przeglądając akta trzymane  w dłoni. - Arondeusz Walker, lat siedemnaście, chodzący do szkoły Acort Community High School ?  - podniósł wzrok nad czarnych okularów na twarz Walkera. Chłopak wyprostował się znudzony tym samym pytaniem, które padało przy każdych "odwiedzinach" na komisariacie. Czyli bardzo często. Podkomisarz uznał to za tak i zaczął czytać dalej.

-  Rodzice Ann i Skate Walker. Trójka rodzeństwa...- oparł podbródek na pieści, a łokieć na stoliku. - Zatrzymany w ostatnich dwóch latach...14 razy. - pokręcił zdumiony głową z kwaśnym wyrazem twarzy.

- Powie mi pan w końcu po co tu jestem? - warknął czarnooki, który miał już dość dowiadywania się rzeczy, które znał jak nikt inny. Za chwili zgonił się w myślach za użycie słowa " pan ".
Cholerne wychowanie...

- Zostałeś zatrzymany pod zarzutem powodowanie bójek na dzielnicy Street Koster 76a. - odpowiedział.

- Co!? - zdziwił się  chłopak na co mężczyzna zacisnął mocnej dłoń na drewnianym kiju. - Niby kiedy?!

- 12 czerwca 2015 roku - orzekł zerkając na biały skrawek papieru leżący przednim.

- Nie byłem tam...moi rodzice mogą to potwierdzić. - zapewnił starając się zachować spokój. Z natury był bardzo opanowany, lecz nie znosił fałszywych oskarżeń.

- Posłuchaj mnie chłopcze. Jest tu napisane czarno na białym twoje nazwisko. Dowody są jednoznaczne. Nie wiem jak do tej pory ominąłeś poprawczak, ale jeszcze jedno przewinienie, a wylądujesz tam na bardzo długo. - zakończył wstając. - możesz iść.

Aron podniósł się gwałtownie z krzesła zabierając ze sobą ulubioną skórzaną kurtkę.
- Jeszcze zobaczymy...- warknął wychodząc z budynku.

Stanął przed progiem domu i podrapał się w kark "Co im powiedzieć? A może już sama się dowiedzieli?". Nacisnął klamkę i pociągnął ją powoli w swoją stronę. Przekroczył powoli próg domu, w którym panowała ciemność.
"Może już śpią"
W ciemność ściągnął czarną kurtkę  i powiesił na wieszaku. W mroku widział tylko niewyraźne kształty mebli, które praktycznie niczym się od siebie nie różniły. Zdjął wysokie, również czarne trampki za kostki i cichą pomaszerował na górę do swojej świątyni.
Nie chciał obudzić mamy. I tak już brała leki na uspokojenie z jego winy. Zawsze kiedy widział, że płaczę, parzy ziółka uspokajające, albo wychodzi na długie i samotne spacery to z jego powodu. Myślała wtedy o nim. Zawsze odczuwał wtedy kujący ból gdzieś w środku...wyrzuty sumienia.
Ciesząc się w duchu, że niepostrzeżenie dostał się do swego pokoju od razu rzucił się na łóżko.
Westchnął zirytowany niesłusznym oskarżeniem.
Nie było go tam.
Cały wieczór opiekował się swoja młodszą siostra, lecz przecież im tego nie powie.  Jakby to wyglądało?
Cóż...przyzwyczaił się, zresztą nie tylko pech był jego problemem.
Coraz częściej zastanawiał się nad swoją przyszłością. Gdzie pójdzie dalej do szkoły, i czy w ogóle chce się dalej uczyć, czy nie wyląduje w poprawczaku i co wtedy poczną jego rodzice?...W takich momentach nasuwało się pytanie, czy poniósł już spektakularną przegraną.
Przecież co to za człowiek bez wykształcenia?

Nikt! Jest nikim...

Nie znosił tej ludzkiej narracyjności. Nie masz matury to sobie nie poradzisz? A kto tak powiedział?
Niejeden jest lepszym człowiekiem i pracownikiem, chociaż nie skończył nawet szkoły średniej.
Z rozmyśleń wybił go telefon. Oparł się z cichym pomrukiem niezadowolenia na przedramionach i wyjął komórkę.
To był jego dobry przyjaciel Grey.

- Hallo - powiedział przecierając oczy dłonią.

- Cześć stary. Słyszałem, że cie zatrzymali...- rzekł.

- Daj spokój...- pokręcił z niedowierzanie głową.

- Udupili cie?

- Tylko pogrozili...dużo mnie to obchodzi. - prychnął z kpiącym uśmieszkiem na ustach. - dzwonisz tylko po to?

- Też, ale mam jeszcze jedną propozycje...- odpowiedział, a Arondeusz wyobraził sobie przyjaciela z łobuzerskim uśmiechem.

- Gadaj. - zażądał szczerze zainteresowany.

- Bal, urodziny jakiejś paniusi z tego bogatego domu, który jest na wzgórzu za miastem. Mam zaproszenia..

- Zaproszenia? Zrobione własnoręcznie?

- Zgadłeś. Więc, co ty na to?

Chłopak zastanowił się chwile. Przed oczami przelatywały obrazki z komendy, a w głowie rozbrzmiewały słowa policjanta.
Walker uśmiechnął się krzywo.

- O której?

________________________________________________________________________________________________________________________________________________
Pierwsza notka po dość długim okresie czasowym :)
Wydaje mi się, że komentarz końcowy jest zbędny, więc...
Dziękuję za komentarze pod prologiem :)))
Są błędy? Przepraszam .-.
Miłego dnia.

5 KOMENTARZY = NOWY ROZDZIAŁ




9.04.2015

Prolog


To miejsce...
Dzielnica, na której mieszkam. Wychowany od szczeniaka pomiędzy szarymi blokami, wpatrzony w krajobraz miasta...
Tutaj dorastałem. W bólu i niewoli. Młody chłopak, zagubiony w tym pędzie, próbujący znaleźć sobie miejsce. Czy znalazłem? Cóż...uczyłem się na błędach.
Ucząc się życia, ucząc się zasad...
Rap mnie wychowywał, mówił jak postępować i czego nie robić.
Te ulice, niebezpieczne terany...jesteś tu obcy? Lepiej wiej, jeśli nie chcesz mocnych wrażeń. 
Szybko cię dopadną, zrobią z tobą porządek i pokarzą kto tu rządzi.
A ty nawet nie będziesz wiedzieć za co...
Tu musisz walczyć o swoje, by nie zmieszali cię z błotem. 
Ciągle kombinować, mieć oczy szeroko otwarte. 
Ta dzielnica...niebezpieczna, ale przez wielu tak kochana.

My...zawsze razem. 
Co by się nie działo. 
Mocna banda, co pierdoli mundurowych.
Szacunek i lojalność. Znasz te pojęcia?
Nie? Wróże Ci marny koniec...

Lecz pamiętaj łebek, to jest tylko ostrzeżenie...

________________________________________________________________________________________________________________________________________________
Cześć : )
Siedziałam długo nad tym dość krótkim tekstem.
Chciałam by wydawał się "groźny" i przyprawiał o dreszcze na plecach.
Udało mi się? c:
Coś mi w nim nie pasuje...tylko jeszcze nie wiem co .-.
Dobra, mało istotne.
Miłego dnia c:
 ‪#‎InnocentMichaelJackson‬ 

5 KOMENTARZY = NOWY ROZDZIAŁ.
 " Dla was to tylko chwilka, a dla mnie wielka radość"