19.06.2015

Dział Piaty : Nie zatrzymuj mnie, bo muszę żyć.

Piosenka do notki pasuje od momentu o seryjnym mordercy :)))) 
Miłego czytania.
Autor.

Światło, bladej i prawie już zużytej żarówki oświetlało, a raczej rzucało białą mgłę na ciemną cele. Po lewej stronie znajdował się metalowy sedes, który zasłaniała ciemna, zakurzona zasłona - jedyna oaza prywatności. Powietrze pachniało środkami do czyszczenia. Ściany były granatowe, praktycznie czarne pod tym światłem, a podłogą...metalowa i zimna zlewała się z nimi. Po prawej stronie stała szafka licząca cztery szuflady, które były tak mała, że ciężko byłoby upchać chociaż parę spodni do każdej z nich. Obok stało drewniane krzesło przyklejone do podłogi. Prawdopodobnie po to, by wiezień nikogo nim nie uderzył i nie uciekł. Metr od krzesła znajdowało się łóżko, jeśli tak można nazwać cienki materac na czterech krótkich kijkach i poplamioną poduszkę.
Cela  dla prawdziwego seryjnego mordercy. 
A jednak na tym prowizorycznym łożu leżał pewien chłopak. 
Chłopak z dobrego domu, z porządnej rodzinny. Jak mógł się tak stoczyć? Siostra prawnik, brat prawnik, a ten siedzi w kryminale! Wstyd dla rodzinny, wstyd...mawiali inni. Ludzie, którzy wnioski wyciągali tylko z plotek, którzy kierowali się stereotypami i pozorami. 
Czy ktokolwiek zastanawiał się kiedyś dlaczego on tam jest?
Tak, tak robił złe rzeczy i dostał karę. Cóż zasłużył...czy osoby subiektywne, patrzące z boku widziały w nim kiedykolwiek co innego niż zwykłego bandytę, chuligana? 
Nie wiedziały, że opiekuje się siostrą, że co tydzień w niedziele idzie odwiedzić chorą babcie, wysyła anonimowe czeki pieniężne dla dzieci w sierocińcu? Kto będzie to robił jeśli trafi do wiezienia?
Nie, on był zwykłym bandytą...

Powoli podszedł w asyście dwójki policjantów do szyby. Usiadł na plastikowym krzesełku i wzniósł dłoni ku górze. Jeden z policjantów wyjął metalowy, mały kluczyk z kieszeni spodni. Chwycił nadgarstek osiemnastolatka i jednym sprawnym ruchem włożył i przekręcił zamek kajdanek. Czarnooki przetarł obolałe miejsce dłonią, a potem rozejrzał się po pokoju. W odstępach metra od siebie siedzieli inni skazani, z telefonem przy uchu. Za plastikową szybą, siedziały matki i żony z dziećmi, lub dobrzy przyjaciele, którzy pewnie nieraz byli blisko siedzenia tu gdzie ich kumple. 

- Masz dziesięć minut. - powiedział jeden z policjantów i odszedł w kierunku wyjścia. Przystanął przy futrynie drzwi skanując wszystkich zebranych.  Wzrok chłopaka skierował się na prost niego. Dokładnie pół metra przednim siedziała jego matka. Oddzieleni plastikową szybą, która tak bardzo ich  dołowała. Miała podkrążone oczy, blade i pełne troski. Włosy, staranie spięte w kok, lecz nie świeciły już tak zdrowym blaskiem jak zazwyczaj. Usta, które wykrzywiła w uśmiech, lecz był on wymuszony. Widać było, że jest udręczona. Aron podniósł słuchawkę do ucha. 

- Jak się czujesz synku? - spytała, niezwykle czułym, lecz zmęczonym głosem. Chłopak nic nie odpowiedział, tylko spuścił wzrok. Kochał ją, lecz widział oczami wyobraźni na jej twarzy wielkie, czerwone napisy ,, To przez ciebie". Zawsze chciał jej oszczędzić tego widoku, z bólem serca uświadamiał sobie, że ją rani. Minęła chwila ciszy.

- Jerry nie może być twoim adwokatem, lecz poprosił przyjaciela by Ci pomógł. - dodała. Chłopak chrząknął i spojrzał w oczy matki. 

- Gdzie jest tata? - spytał. Blondynka drgnęła. 

- Nie mógł przyjść. 

- Katy? - zadał kolejne pytanie. Kobieta spuściła wzrok, wiedział, że szuka trafnej odpowiedzi. Jego siostra nie przyszła, bo uznawała go za winnego. Chciała, żeby sprawiedliwości go dopadła. Czy miał trafić do wiezienia ponieważ dobrze się bawił? Nigdy nie kradł, nigdy nikogo nie zabił. Od czasu do czasu pobił się z innymi gangami, lecz w najgorszym wypadku kończyło się złamanie jakiejś kończyny. Jakiś zboczeniec, który gwałci dzieci chodzi na wolności i nikt mu nic nie robi, a osiemnastolatek, który po prostu kocha życie miał je teraz nagle stracić. 

- Jest zajęta. - odpowiedziała w końcu. Westchnął i poczuł delikatne ukucie w sercu. Zdradę. 

- Powiedz to szczerze. Ona chce bym trafił do wiezienia.Oboje chcą, ona i jej mąż.

- Nieprawda Aron, ona Cie kocha tylko... - przybliżyła się bardziej do szyby. 

- Tylko? - jego głos byś spokojny, lecz ton, który mówił ostrzegał, że jest uparty i nie ustąpi. Kobieta przygryzła dolną wargę. Nie potrafiła mu odpowiedzieć. Cofnęła się i zaczęła czegoś szukać w torbie, przez małą szparkę w szybie wsunęła kopertę. Chłopak spojrzał na wspomnianą wcześniej rzecz, a potem na matkę. 

- Co to jest? - spytał. Kobieta uśmiechnęła się delikatnie, a potem odłożyła słuchawkę. Wstała i odeszła. Chłopak zabrał kopertę i wsunął pod kurtkę. 

- Skończyłem. - oznajmił, a następnie ponownie ciężki metalowy przedmiot zacisnął się wokół jego nadgarstków. 

                                                            QQQQ

- Tato, idę dziś po szkole z dziewczynami do centrum handlowego. - oznajmiła osiemnastolatka, zakładając trampki. Pan Jackson wyszedł z kuchni i podszedł do swego najmłodszego syna Blanketa, pomógł mi założyć plecak i zwrócił się do córki. 

- Dobrze, ale z ochroną. Nie będę ryzykować porwania, napady fanów, czy paparazzi..chociaż przed tymi ostatnimi to raczej i tak Cię nie uchronią. - wzruszył ramionami z delikatnym uśmieszkiem.  Paris również rozchyliła usta w delikatnym uśmieszku. 

- Dobrze, ale niech mi nie przeszkadzają. - zabrała kurtkę z wieszaka i torbę z połogi. Mężczyzna podniósł dłoń do góry, a druga położył na sercu. 

- Słowo Michaela Jacksona. 

                                                            QQQQ
Lekcje minęły szybko, a jeszcze szybciej trójka dziewczyn pokonała drogę dzielącą ich szkołę od centrum handlowego. Ochrony nigdzie nie było widać, lecz na pewno byli w pobliżu jedynej córki króla popu.

- Cwaniaki, dobrze się maskują. - uśmiechnęła się Juliet. 

Po piętnastu minutach były już na miejscu. Chodziły po sklepach, kupiły late, rozmawiały w skrócie po prostu dobrze się bawiły. Siedziały właśnie na ławce, koło fontanny kiedy Paris wstała. 

- Idę do toalety, zaraz wracam. - zabrała torebkę i skierowała się w stronę łazienki. Miała już wchodzić do jednej z kabin kiedy ktoś wszedł za nią do toalety. Zerknęła obojętnie przez ramie. Zatrzymała się w półkroku i odwróciła gwałtownie do tyłu. 

- Lucas?! To jest damska toaleta. - powiedziała. Mężczyzna po czterdziestce, w czarnym garniturze, okularach przeciwsłonecznych i słuchawce w uszach, "ani trochę" nie rzucał się w oczy. 

- Wiem, lecz nie mogę pozwolić by coś panience  groziło. - odpowiedział spokojnie. 

- W toalecie? W kiblu?! - zmarszczyła czoło. 

- Proszę nie używaj tak potocznego języka. - odpowiedział. 

- Dobrze, ale ty wyjdź z damskiej toalety. 

- Płaca mi za ochronę. 

- Tu mi nic nie grozi.. proszę Cię co może mi się tu stać? Chce prywatności - mężczyzna nic nie odpowiedział. Po chwili wyszedł niepewnie zamykając za sobą drzwi. Paris westchnęła i pokręciła głową. Zrobiła krok w kierunku kabiny gdy nagle usłyszała czyjś męski głos. Odwróciła się w prawą stronę. 

- Uff  myślałem, że nigdy sobie nie pójdzie. - z ostatniej kabiny wyszedł młody chłopak. Miał ciemne włosy, śniadą karnację i szare oczy. Uśmiechnął się szeroko i sympatycznie a widok Paris. Natomiast ona patrzyła na niego jak na idiotę. 

- Eee, pomyliłeś toaletę? Czy to może ja...-  powiedziała rozglądając się dookoła. 

- W męskiej niema zasięgu, a chciałem porozmawiać z kumplem. - odpowiedział. Nagle Paris coś sobie przypomniała. Osiemnaste urodziny, taniec z Aronem i oni...dwójka chłopaków, która stała zanim. Wskazała na niego palcem.

- Ja Cię znam.

- Widocznie moja sława mnie wyprzedza. Grey Mikelson - ukłonił się. Paris uśmiechnęła się, lekko rozbawiona tą scenką. Cóż...wydawał się fajny. 

- Byłeś wtedy z Aronem...czemu go aresztowano? - spytała. Mikelson nagle spoważniał wyciągnął telefon z kieszeni. 

- Wybacz, ale muszę iść. - chrząknął. 

- Nie, proszę zaczekaj. - zawołała zanim. Nie mogła pozwolić, żeby teraz sobie poszedł. Aron śnił jej się każdej nocy od pierwszego spotkania. Minął tydzień od urodzin, a ona ciągle nie mogła o nim zapomnieć. Marzyła by jeszcze go zobaczyć, chociaż wiedziała, że nie powinna. Ale teraz, kiedy miała szanse nie mogła jej przegapić. Chłopak zerknął na szatynkę. 

- Dlaczego go aresztowano, mówił że jest  współorganizatorem bankietu?

- Skoro był współorganizatorem bankietu to zapytaj swego ojca. - odpowiedział oziębłym tonem. 

- Pytałem, lecz nie udzielił mi odpowiedzi. 

- Widzisz, widocznie los nie chce byś poznała prawdę. - uśmiechnął się łobuzersko i miał wyjść z toalety, ale dziewczyna uniemożliwiła mu to, stając przed drzwiami. Chłopak przewrócił oczami i schował telefon do kieszeni. Skrzyżował ramiona na piersi i uniósł lewą brew. 

- Aresztowano go, ojciec go nie zaprosił, jestem tego pewna. Jakimś cudem znalazł się w środku, a wy wraz z nim. Wkradliście się bez pozwolenia na moje urodziny. - powiedziała i nagle ją olśniło - Dlatego go aresztowano prawda? - chłopak przygryzł dolną wargę. 

- Dlaczego tak to Ci interesuje? - prychnął śmiechem, rozbawiony jej uporem. Jej nie było do śmiechu. Nie obchodziło jej to, że się z niej śmieje. Chciała wiedzieć za wszelką cenę co jest z chłopakiem, którą uratował ją od publicznej kompromitacji. 

- Chciałam mu podziękować...

- Ja też mogę to zrobić. - odpowiedział. 

- Grey, jesteście przyjaciółmi prawda? - spytała przybliżając się do niego. 

- Można by nawet powiedzieć, że niebiologicznymi braćmi. - puścił do niej oczko z chytrym uśmieszkiem.

- Chcesz mu pomóc?

- Oczywiście zrobię wszystko dla niego. - odpowiedział poważnie marszcząc brwi jakby to było oczywiste. W końcu...dla niego jest. 

- A więc zaprowadź mnie do niego, mogę mu pomóc. W końcu...wkradł się na moje urodziny nie? -  uśmiechnęła się szeroko. 
Bum! Wygrała. 

________________________________________________________________________________________________________________________________________________
Hej :)
Trochę siedziałam nad tym rozdziałem, ale było warto :)
Miło się podoba i mam nadzieje, że wam również będzie :)
Uch...niema na nic czasu, brzydka pogoda i wg :/
Jak myślicie co jest w tym liście? I od kogo jest? :3
Przepraszam za błędy. 
Nie mam siły, jestem naprawdę zmęczona wybaczcie. 
Miłego dnia :)
Autor.

Ps. Dziękuje za wszystkie komentarze. 















5 komentarzy:

  1. Kochana!
    Ty masz wielki talent!
    Te opisy, matko, te wyrazy!
    Hehe, spotkanie w kiblu nieco mnie rozwaliło. xd
    Ciekawe co się dalej stanie. xd
    Ach, no nic. Zostaje nam czekanie.
    Dużo weny i pozdrawiam!
    Susie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej :)
    Ochrona w kiblu XD NIEŹLE
    XDD
    i te spotkanie...
    Mam nadzieję, że wypuszczą Arona... Muszą to zrobić!
    Czekam! Weny! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajnie sie czyta te rozdziały ;) w 3 dni nadrobilam zaległości xd czyli 2 blogi xDD wiesz nie miałam czasu i tak wyszło ;_;
    Propo rozdzialu;
    Hehe xd ciekawe jak wyszedł niezauważony z kibla xDD
    I ta ochrona :') bosh;
    Fajny jest wątek że Aron opiekuje się młodszą siostrą :3 taki ciepły ;) xDD
    Czekam na next :) aaaa..............



    Pało nie kończ zawsze w takich momentach xDDDDDD




    -KARO ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Aaa xd i zapommiałam napisać o liście xDD


    Strzelam: Katy, może ojczym, a może jakiś tajny plan?! XDD
    Może mała sis? XDD.
    Nwm xDD

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo fajny blog!! :)
    Zapraszam do mnie !!
    http://michaeljacksonforeverinmyhearts.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń