23.05.2015

Dział Trzeci : Z niektórymi ludźmi, można okradać banki.


W Seattle zmrok zawsze zapadał szybciej.
Słońca błyskawicznie zbijało się ponad horyzont, i czym prędzej zanim znikało. Dla wielu ludzi był to sygnał do pozostanie w domu...w bezpiecznym miejscu.
Każda rozsądna matka, która na cel postawiła sobie wychowanie syna na prawego i poważnego człowieka zamykała frontowe drzwi na klucz przed zmierzchem. Dla jego bezpieczeństwa, by nie narobił sobie zbędnych kłopotów. Każdy mądry ojciec, chcąc wychować córkę na elegancką młodą damę osobiście odbierał ją ze szkoły, zamykał drzwi już przed 6 wieczorem, a niekiedy nawet instalował kamery na posesji. Wszystko dla ich bezpieczeństwa, wszystko dla ich przyszłości.
Ale cóż...czasem natura jest silniejsza.

Drzewa zlewały się ze sobą, a wiatr mierzwił  idealnie ułożone włosy Greya kiedy pokonywał swoim srebrnym BMW koleinę kilometry. Chyba nikt na tej planecie nie był tak związany ze swoim autem jak on. Mady - takie nosiła imię. Nie jedna dziewczyna zazdrościła troski i niezwykłej uwagi, którą obdarowywał pan Mikelson codziennie swoją podopieczną. Polerował, woskował i ciągle fundował przepyszne paliwo z najwyższej półki. Nic dziwnego, że Mady nigdy nie marudziła i działała bez zarzutu. Niewiele osób miało zaszczyt ją dotknąć, kiedy nawet spojrzenie było ledwo tolerowane.

- Tylko nie ubrudź   tapicerki, bo włożę Ci pieść do gardła! - zagroził zerkając z niepokojem w tylne lusterko, gdzie Eryk z półuśmieszkiem polerował swoje czarne lakierki. 


- Spokojnie przyjacielu nie ubrudzę twojej dziewczyny, Zresztą...nie wiem co robiłeś z tą dłonią. - dodał mrużąc oczy. Uwagę skupił na palcach Greya, które rytmicznie w takt melodii uderzały o kierownice. 


- Tajemnica.


- Chyba nie chcą jej zgłębiać. 


-  Który lepszy? - wtrącił się nagle Aron przeskakując na przednie siedzenie kierowcy. W prawej dłoni trzymał czarny krawat, a w lewej granatowy. Grey zerknął na niego kontem oka.


- Czarny.


- Granatowy - odparł prawie równocześnie z Mikelsonem Eryk.


- Dzięki...- mruknął zrezygnowany  Walker analizując jeszcze raz dodatki do męskiej garderoby - Mówisz granatowy? - zwrócił się do Snake, inaczej zwanego Skejcz. 


- No pewnie, pasuje Ci do oczów - wyszczerzył zęby trzepocząc rzęsami. 

                                                    QQQQ
Samochód zostawili na końcu jednej z leśnych dróg. Zbyt daleko, by ktoś mógł go dostrzec i dość blisko, by szybko się do niego dostać w czasie ucieczki. 
Wielka willa stojąca w najwyższym punkcie, na wzgórzu przypominały bardziej pałac niż dom. Otoczona drzewami, na których osadzone były miliony pąków kwiatów przypominał miejsce z bajki, złote światło przebijające przez korony dodawało uroku. Wszędzie kręcili się ludzie. Mężczyźni - w idealnie skrojonych garniturach i złotymi mankietami oraz Kobiety - w olśniewających wieczorowych sukniach, które podkreślały wszystkie zalety ich ciał. Pary pojedynczo wchodziły do środka, podając zaproszenie ochroniarzowi przy wejściu. 
Cały ten tłok nie zniechęcił w żadnym stopniu trójkę chłopaków przy murze.  Najstarszy z nich - Eryk, który szczycił się tym, że był o trzy dni starszy od Mikelsona oraz miesiąc od Walkera, i mógł jak mu się wydawało  rozstawiać wszystkich po katach, wychylił ostrożnie głowę ponad mur. 

- I jak? - spytał Aron, który wraz z Grey'em pomógł Skejczowi wdrapać się na zaporę dzieląca ich od wieczoru pełnego przygód. 

- Czysto. - szepnął po  chwili czarnowłosy chłopak. Usiadł okrakiem na murze i wysunął dłoń. Aron szybko ją chwycił i jedną sprawnym ruchem również znalazł się na górze. 

- Proszę uważać na garnitur panowie - przypomniał Grey wskakując na mur za pomocą przyjaciół. Równocześnie zeskoczyli na ziemie. Wielką głupotą byłoby wejść drzwiami frontowymi na oczach wszystkich tu zebranych. Sprawnie i nadzwyczajnie cicho znaleźli się z tyłu domu. Nie wychodząc dalej z cienia znaleźli się przy drzwiach kuchennych. Rozejrzeli się szybko dookoła.
Czysto.
Aron -  cicho i szybko za pomocą zwykłej spinki od mankietu rozbroił zamek. Ostrożnie przekradli się do środka. Ściany korytarza, którym szli były wyłożone ciemnymi panelami, a kilku milimetrowe przerwy miedzy nimi świeciły na biało. Podłoga była  jasna, kremowe kafelki sprawiały, że całe pomieszczenie było niezwykle przytulne. Złote listwy podłogowe komponowały się ze złotymi ramami cennych dzieł sztuki wiszących na ścianie, a srebrne detali takie jak klamka czy żyrandol odbijały światło. 

- Cholera, a mnie nawet nie stać na porządny telefon. - szepnął Eryk. 

W powietrzu unosił się zapach róż. Dookoła były słuchać różne szepty, a w tle grała spokojna muzyka dochodząca z głębi budynku. Przeszli jeszcze parę metrów, a potem schodami w górę, na których minęli jakąś parę. W garniturach, które świetnie leżały na ich wysportowanych ciałach nie różnili się niczym od pozostałych. Z pewnością można ich było uznać, za prawników czy światowej sławy chirurgów, a nie na przedstawicieli miejskiego gangu. Skręcili w prawo i nagle przed ich oczami rozciągała się wielka sala balowa. Na środku stała fontanna, w każdym rogu znajdowała się wielki posąg czekoladowy przedstawiający jakaś dziewczynę. Jak się domyślili - jubilatkę. 
Na końcu sali stała wielka scena, na której grał zespół, do którego tańczyło wiele par na środku pomieszczenia. Lecz największą uwagę przykuł ogromny bufet ze słodyczami. Jedyne coś powstrzymało nastolatków od pochłonięcia jego zawartości był czyjś głos. Odwrócili się w prawo. Przed wielkimi szklanymi drzwiami stał mężczyzna po czterdziestce. Różnił się od innych. 
Miał na sobie czarną marynarkę, z złotymi zapinkami. Nosił czarne lakierki i trochę za krótkie spodnie przez co widać mu było skarpetki, lecz... Aronowi wydawało się, że to do niego  pasuje.

- Dziękuje za przybycie. Zawsze wiedziałem, że mogę na was liczyć. - jego głos był delikatny i spokojny. Wzniosły się głośne brawa. Mężczyzna podniósł dłoń. 

- Moja córka Paris obchodzi dziś osiemnaste urodziny. Jest to bardzo ważny moment zarówno dla niej jak dla całej naszej rodzinny. Jeszcze raz bardzo dziękuje. - zakończył z uśmiechem po czym kiwnął głową i odsunął się trochę w bok. Szklane drzwi rozwarły się, a do pomieszczenia weszła dziewczyna w przepięknej sukience. 
________________________________________________________________________________________________________________________________________________
Dzień dobry.
Jak tam?
Czy tylko u mnie w szkole jest tak, że w Maju jest najwięcej sprawdzianów? .-.
Nie mam nawet czasu do pisania, a naszła mnie wena :"))
Mam OGROMNĄ ochotę poczytać wasze blogi, ale też niema kiedy i bardzo was za to przepraszam. Jakąś to nadrobię, obiecuje :)
Jak rozdział? Podoba się? Pisałam go chyba z cztery razy, ale zawsze coś mi nie pasowało i usuwałam .-.
Ok. Dziękuje za wszystkie komentarze :)
I KONIEC Z LIMITEM! - zrozumiałam, że niewolno mi  nikogo zmuszać do komentowania.
Przepraszam za błędy.
Pozdrawiam.
Autor.









3 komentarze:

  1. Hello
    Super! Świetnie Ci to wyszło. Myślę że reszty nawet nie trzeba komentować.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj!
    Jestem pod ogromnym, powtarzam, OGROMNYM wrażeniem.
    Te opisy, ta atmosfera... Ach, no rozmarzyłam się.
    Strasznie mi się to podoba, bo potem widać ile serca się w to wkłada.
    Mam tylko jedno ale...
    ALE CZEMU NIE MA CIĄGU DALSZEGO?! xD
    Tak, wiem. Głuptas ze mnie xD
    No, ale z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy.
    Pozdrawiam i życzę Ci dużo weny!
    Susie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej :D przepraszam za brak komentarzy, ale nauka i brak czasu... Nadrobiłam wszystkie części i jestem zawiedziona :C a dlaczego? CZEMU TE CZĘŚCI SĄ DO CHOLERY TAKIE KRÓTKIE?! XDD
    Piszesz świetnie. Te opisy przyprawiają czytelnika o dreszcze. Czekam na rozwój wydarzeń! :D pozdrawiam i życzę weny! :D

    OdpowiedzUsuń